wtorek, 14 stycznia 2020

Substytut zimy


Parę lat wybierałem się w to miejsce. Właściwie to od 2014 r. gdy w pewną ciepłą wrześniową sobotę byłem tam z moimi paniami. Cały ten czas chodziło mi po głowie, żeby wybrać się na Jazową zimą. Ostatnio znalazł się nawet dodatkowy powód. Wertując mapy Google znalazłem tam wiatę o zachęcającej nazwie Ostoja Wędrowca...

W święto Trzech Króli wsiadam w pociąg i jadę do Wiśniowej. Na starcie jest jeszcze ciemno. Po drodze widać, że na Pogórzu jest nawet odrobinę śniegu. Telefon też pokazuje, że temperatura jest na lekkim minusie. Gdy wysiadam faktycznie jest rześko ale śniegu jest ledwo tyle, żeby pobielić świat i nic więcej. Wychodzę ze stacji, idę chwilę wzdłuż drogi wojewódzkiej i skręcam między domy. Przechodzę tory, pole i most nad Wisłokiem. Na drugim brzegu rzeki jest wejście w las. Tu także śnieg sprawia, że jest jaśniej. Jednak nie ma go na tyle by pokryć wszystkie konary warstwą jednolitego koloru. Ale lepsze to niż kompletnie bezśnieżna zima.


Krótkie podejście niebieskim szlakiem wyprowadza mnie na grzbiet Jazowej, a po chwili jestem we wiatce. Rozstawiam kuchenkę i biorę się za przygotowanie kawy. W międzyczasie próbuję dogadać się z samowyzwalaczem w moim telefonie. Głupio tak wrócić bez choćby jednego zdjęcia własnej facjaty. Woda dochodzi i mogę ją zasypać kawą. Wreszcie znajduję ustawienia odpowiedzialne za samowyzwalacz - pełen sukces. Oddaję się relaksowi z kubkiem czarnego naparu i kawałkiem kiszu wyrobu mojej żony.


Po drugim śniadaniu ruszam w stronę rezerwatu Herby. Nie zostało mi już dużo czasu. Jest święto i opcji powrotu do Rzeszowa nie ma zbyt wiele. Ja planuję wrócić busem po dwunastej. Wypad będzie krótki, ale lepszy taki niż żaden. Po tej stronie wzgórz śniegu jest jakby więcej. Gdzieniegdzie nawet jest ślisko lub warstwa bieli sięga niemal do kostek. Kręcę się po lesie do jedenastej i muszę zawrócić. Znowu wiata, zejście nad Wisłok, most i marsz poboczem drogi. Bus przyjeżdża punktualnie. W domu jestem chwilę przed czternastą. Dawno nie wróciłem z wypadu tak wcześnie...



styczeń 2020

7 komentarzy:

  1. Ruszasz zacny temat, Pogórze Dynowskie! Wiatunia o dumnie brzmiącej nazwie Ostoja Wędrowca rozbija w pył.

    OdpowiedzUsuń
  2. No nazwa w stosunku do rzeczywistości może być myląca. Moje pierwsze wrażenie gdy zobaczyłem wiatę było podobne. Ale jest znośnie. Wiata czysta, szerokie ławki, dwie. Myślę, że gdyby zabrać zapas wody można nawet w dwie/ trzy osoby przekimać w tej budce. A z namiotem można sobie w niej zrobić świetlicę socjalną, a spać w namiocie.

    Co do pogórzy

    https://mapa-turystyczna.pl/route/oihq

    Dołączając do tego Pogórze Strzyżowskie można zrobić całkiem niezłą trasę, która w dodatku zalicza to co najciekawsze w tym regionie i oba najwyższe szczyty obu pogórzy. Komunikacyjnie start z Dębicy to niezła opcja, bo pociągi tak z Warszawy jak i z kierunku Wrocław/ Szczecin w drodze na przemyśl turlają się przez to miasto. Powrót zaś to niecałe 30 km busem/ koleją do Rzeszowa. Stamtąd zaś to albo PKP albo Neobus w obu wcześniej wspomnianych kierunkach.

    OdpowiedzUsuń
  3. Patrzyłem na to co pisałeś. Można se zapodać przyzwoite szlajanko do Krosna. Liznąłem co nieco pogórzy i zdaje mnie się, że ten temat leży odłogiem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Barsusie! Ładna ta wiata, co ciekawe nie występuje praktycznie w sieci. Pewnie po części dla tego, że to Pogórze. A jak wiadomo "Pogórze" to nie "Góry". Dzięki temu bywa pusto i ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Michale rozumiemy się bez słów. Mnie na Pogórzu też urzeka najbardziej to, że jest ono puste. 👍

      Wiata - Ostoja Wędrowca
      VJ2V+7P, 38-124 Wiśniowa
      https://maps.app.goo.gl/K99B41LuFQQqjWAU8


      Zdaje się że też coś znaleźć można na stronie frysztackiego gosir.

      Usuń
  5. 1. Piękna nawet i taka namiastka zimy! U nas na mazowszańskiej patelni temperatura prawie nie spada poniżej 0. Z raz przez pół godziny coś tam prószyło. Na szczęście na weekend listopadowy wybraliśmy się lotną trójką w Beskid Śląski i nocą z 11 na 12 był intensywny opad. Co się napatrzyliśmy przez pół dnia to nasze!
    2. Po tak zwanym "Strzyż-Dynie" wędrowałem wiele lat temu na jakichś weekendowych wycieczkach w ramach kursu przewodnickiego.
    3. Fajnie że takie wiaty - pełne, w których można się przespać - powstają. Wędrując (też w listopadzie) z Kłodzka do Wałbrzycha, widziałem głównie wiatki do siedzenia, "przeciągowe" (choć były wyjątki). Po tym względem bardzo nas rozpaskudziły tegoroczne wakacje w Szwecji (spływ canoe jeziorami), gdzie wiatki są oznaczone na mapie, zaopatrzone w drewno i jak najbardziej można w nich spać.
    No i najważniejsze: w 2019 nie jeździmy na wycieczki, wypady, czy spacery, a tylko i wyłącznie na MIKROWYPRAWY! A jeszcze jak odpalamy gotowanie na świeżym powietrzu, to nie może być mowy o innej nomenklaturze. Dość przerażające, prawda ;-)?

    Michał Janik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wole mikro przygody niż micro adwentures. A sama idea jest fajna. Pamiętam gdy mój horyzont outdoor był zawężony li i jedynie do gór. Wtedy wypad do lasu traktowałem jak takie nie wiadomo co. Lepsze to było niż spacer po mieście, ale to nie były góry. Wreszcie poprzestawiałem sobie klocki we łbie i optyka mi się zmieniła o 180 stopni. Wycieczka rowerowa, popołudnie w lesie, raz na czas jakiś kajak, czy o zgrozo długie spacery wzdłuż plaży to też jest outdoor. Definicja jest szeroka. A mikro przygody to dobry patent na kontakt z przyrodą gdy brak czasu lub żeby oswoić dzieci z specyfiką tej aktywności.
      A gotowanie w plenerze to już w ogóle inna bajka i jedna z większych przyjemności na wypadach, wycieczkach i wyrypach.

      Usuń