Siedzimy w aucie, którego szyby błyskawicznie pokrywają się śniegiem. Ania usunęła go na darmo, bo przed odjazdem trzeba będzie ponownie się wysilić. Ta śnieżyca to zwrot akcji o 180 stopni względem dzisiejszego dnia...
Siedzimy w aucie, którego szyby błyskawicznie pokrywają się śniegiem. Ania usunęła go na darmo, bo przed odjazdem trzeba będzie ponownie się wysilić. Ta śnieżyca to zwrot akcji o 180 stopni względem dzisiejszego dnia...
W tym roku wakacje wyglądają dość specyficznie. Nigdy bym nie przypuszczał, że przerzucę się na rower w takim stopniu. Uskuteczniam od jakiegoś czasu krótsze bądź dłuższe wypady w kierunku Pogórza Strzyżowskiego. Rower okazał się być doskonałym sposobem na wykorzystanie kilku godzin, na które mogę sobie pozwolić raz na jakiś czas. Jest szybko, jest sprawnie, nie marnuje czasu na zbędne dojazdy.
Jestem częstym gościem w okolicy Rezerwatu Wielki Las. Główna droga doskonała na wędrówkę, wspaniała na biegówki, okazuje się także świetna na rower. Gdy jadę pomiędzy ścianami lasu i mijam kolejne odbicia dróg, coś mnie chwyta za duszę. Wielka pokusa, żeby pomyszkować po tych wszystkich drogach. Pokusa jest olbrzymia, ale nie mogę jej ulec. Warunkiem sprawnego pojawienia się w domu jest nie zmienianie pierwotnych planów. Te poboczne wątki przypominają mi jednak mojego syna i poranne zabawy z nim. Gdy Piotruś jeszcze pełzał często widywałem taki obrazek. Na horyzoncie zabawka, która stała się powodem do tego, aby się przemieszczać. Jak to bywa, po drodze także było wiele interesujących obiektów. Często kończyło się porzuceniem pierwotnego celu na rzecz pobocznych ciekawostek.
To zupełnie tak jak w życiu. I to nie tylko w tym codziennym, ale i tym turystycznym. Gdzie są te Ukrainy, Norwegię, i Ameryki. gdzie podziały się te ambitne plany wyjazdów na Alaskę, do Patagonii, na Hardangervidda czy w Sajany. Z biegiem czasu gdzieś przestawały rozpalać umysł, a ja realizowałem się w tym co pod bokiem. Nie umiem dziś powiedzieć czy to dobrze, czy źle. Uderza mnie przede wszystkim to, że mimo upływu lat i dojrzewania często nie jesteśmy daleko od tego gdzie byliśmy jako ledwo pełzające szkraby...
Listopad 2021 r.
Jedziemy razem z M i C na biegówki. Naszym celem jest las rozciągający się między Czudcem a Wolą Zgłobieńską. To mój nowy wynalazek. Niedawno zastanawiałem się, jak to miejsce sprawdzi się na narty. Gdy parkujemy samochód pod szlabanem, termometr wskazuje jakieś -10 stopni. Jednak kompletnie tego nie czuć. Słoneczny poranek i suche powietrze odpowiadają za taki stan rzeczy.
Krok ślizg, krok ślizg. Rytm ruchu narciarskiego przenosi mnie 25 lat wstecz. Zima tamtego roku jest dla mnie czymś zupełnie wyjątkowym. Regularne -25 w dzień i -35 nocą, śnieg łamiący gałęzie drzew w połowie listopada i bite cztery miesiące zimy niemal do końca marca. Te wspomnienia to też flesze obrazów: zamarznięte truchło psa, blade styczniowe słońce oglądane z czwartego piętra naszego mieszkania i wielkie hałdy śniegu w pierwszy dzień wiosny wesoło zalegające na trawnikach i niewyglądające, żeby miały w ogóle stopnieć. Nieodśnieżone chodniki stopniowo pokrywały się warstwą sprasowanego miksu śniegu, soli i piasku. Stopniowo też wygładzane podeszwami przechodniów nabierały razem nieco śliskości. Nie na tyle, żeby marsz po tym był niebezpieczny ale na tyle, żeby zdeterminowany dzieciak mógł przejechać pół metra. Dwa kroki ślizg, jeden dwa ślizg, jeden dwa ślizg - mimo, że rytm jest inny to ten narciarski zlewa mi się z tym dwunastolatka idącego na ósmą do szkoły...
Wypinając narty myślę sobie, że zima niesamowicie zmienia oblicze różnych miejsc. Ostatnio, gdy tędy szedłem frustrowałem się na zalegające błoto i perspektywę czyszczenia butów po powrocie. Teraz masy śniegu sprawiają, że momentami okolica wygląda jak antarktyczny płaskowyż, a przejście przez zwykłe pofałdowane pola staje się małym wyzwaniem...
Styczeń 2021 r.
W Czudcu jestem chwilę przed ósmą. Jest zimno, wilgotno i mgliście. Drogę miejscami pokrywa szron, a miejscami śliska warstwa ściętej wilgoci. Na ulicach jak to w niedziele bladym świtem nie ma prawie nikogo. Gdy przecinam drogę wojewódzką zaczynam piąć się pod górę. Jednocześnie powoli przebija się słońce, które o dziwo nawet lekko grzeje.
Parę ładnych lat temu popełniłem piosenkę jako całość. Znaczy ułożyłem słowa do wymyślonej przez siebie muzyki. Trochę pod wpływem osobistych refleksji, ale i także w porywie twórczym wyszło z tego nieco więcej niż własne doświadczenia. Nie była to pierwsza z moich piosenek. Przez lata zebrało się ich parę. Czasami, gdy wracałem do nich myślami miałem wrażenie, że są one czymś w rodzaju zapisu przeczucia, które z czasem wypełnia się w moim życiu. Dziś już tak nie myślę, bo zbyt często słowa nie korelują z rzeczywistością. Ale jeden z tych tekstów jest swoistą antyklamrą do paru moich przygód...
archiwum Leśnej |
Nisko wita mnie chłodem i mgłą. Trochę mi żal, kolejowy skład był taki przytulny. Wysyłam SMS'y, jeszcze ostatnie poprawki w plecaku i w drogę. Cel na najbliższe pół godziny to dotrzeć na ul. Kościuszki, w miejsce gdzie wchodzi na nią żółty szlak - Szlak Dolnego Sanu. Jestem tam umówiony z Leśną Duszą i... No właśnie jej towarzystwo jest dla mnie zagadką. Wiem, że ktoś jest z nią. Jednak nie wiem kto...
Sucha Góra widziana z masywu Królewskiej Góry - | marzec 2016 r. |