Nie zgadzam się na kopiowanie treści i zdjęć w całości i/lub we fragmentach, jak i na komercyjne używanie całości bądź fragmentów strony.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Moje okolice. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Moje okolice. Pokaż wszystkie posty

środa, 23 marca 2022

Enklawa

Siedzimy w aucie, którego szyby błyskawicznie pokrywają się śniegiem. Ania usunęła go na darmo, bo przed odjazdem trzeba będzie ponownie się wysilić. Ta śnieżyca to zwrot akcji o 180  stopni względem dzisiejszego dnia...

 


czwartek, 11 listopada 2021

Paralela


W tym roku wakacje wyglądają dość specyficznie. Nigdy bym nie przypuszczał, że przerzucę się na rower w takim stopniu. Uskuteczniam od jakiegoś czasu krótsze bądź dłuższe wypady w kierunku Pogórza Strzyżowskiego. Rower okazał się być doskonałym sposobem na wykorzystanie kilku godzin, na które mogę sobie pozwolić raz na jakiś czas. Jest szybko, jest sprawnie, nie marnuje czasu na zbędne dojazdy.

Jestem częstym gościem w okolicy Rezerwatu Wielki Las. Główna droga doskonała na wędrówkę, wspaniała na biegówki, okazuje się także świetna na rower. Gdy jadę pomiędzy ścianami lasu i mijam kolejne odbicia dróg, coś mnie chwyta  za duszę. Wielka pokusa, żeby pomyszkować po tych wszystkich drogach. Pokusa jest olbrzymia, ale nie mogę jej ulec. Warunkiem sprawnego pojawienia się w domu jest nie zmienianie pierwotnych planów. Te poboczne wątki przypominają mi jednak mojego syna i poranne zabawy z nim. Gdy Piotruś jeszcze pełzał często widywałem taki obrazek. Na horyzoncie zabawka, która stała się powodem do tego, aby się przemieszczać. Jak to bywa, po drodze także było wiele interesujących obiektów. Często kończyło się porzuceniem pierwotnego celu na rzecz pobocznych ciekawostek.

To zupełnie tak jak w życiu. I to nie tylko w tym codziennym, ale i tym turystycznym. Gdzie są te Ukrainy, Norwegię, i Ameryki. gdzie podziały się te ambitne plany wyjazdów na Alaskę, do Patagonii, na Hardangervidda czy w Sajany. Z biegiem czasu gdzieś przestawały rozpalać umysł, a ja realizowałem się w tym co pod bokiem. Nie umiem dziś powiedzieć czy to dobrze, czy źle. Uderza mnie przede wszystkim to, że mimo upływu lat i dojrzewania często nie jesteśmy daleko od tego gdzie byliśmy jako ledwo pełzające szkraby...

 


Listopad 2021  r.

niedziela, 14 marca 2021

Dwie strony tej samej monety


 

Jedziemy razem z M i C na biegówki.  Naszym celem jest las rozciągający się między Czudcem a Wolą Zgłobieńską. To mój nowy wynalazek. Niedawno zastanawiałem się, jak to miejsce sprawdzi się na narty. Gdy parkujemy samochód pod szlabanem, termometr wskazuje jakieś -10 stopni. Jednak kompletnie tego nie czuć. Słoneczny poranek i suche powietrze odpowiadają za taki stan rzeczy.

sobota, 6 lutego 2021

Dziura w czasie



 Wracam na autobus. Krok za krokiem, ślizg za ślizgiem, jestem coraz bliżej celu. Czuję przyjemny rytm własnych ruchów. Intensywne słońce sprawia, że pomimo mrozu nie jest mi zimno. Na tę przyjemność całkiem sporo się napracowałem. Chodzi o to, że wracam po własnym śladzie. Założenie go kosztowało mnie wiele wysiłku. Praktycznie cała droga w pierwszą stronę wiodła pod górę, a i konsystencja śniegu nie ułatwiała sprawy. W dodatku niezbyt mądrze najmocniejsze wzniesienia zamiast zakosami atakowałem na wprost. Efektem jest poczucie wypompowania.

Krok ślizg, krok ślizg. Rytm ruchu narciarskiego przenosi mnie 25 lat wstecz. Zima tamtego roku jest dla mnie czymś zupełnie wyjątkowym. Regularne -25 w dzień i -35 nocą, śnieg łamiący gałęzie drzew w połowie listopada i bite cztery miesiące zimy niemal do końca marca. Te wspomnienia to też flesze obrazów: zamarznięte truchło psa, blade styczniowe słońce oglądane z czwartego piętra naszego mieszkania i wielkie hałdy śniegu w pierwszy dzień wiosny wesoło zalegające na trawnikach i niewyglądające, żeby miały w ogóle stopnieć. Nieodśnieżone chodniki stopniowo pokrywały się warstwą sprasowanego miksu śniegu, soli i piasku. Stopniowo też wygładzane podeszwami przechodniów nabierały razem nieco śliskości. Nie na tyle, żeby marsz po tym był niebezpieczny ale na tyle, żeby zdeterminowany dzieciak mógł przejechać pół metra. Dwa kroki ślizg, jeden dwa ślizg, jeden dwa ślizg - mimo, że rytm jest inny to ten narciarski zlewa mi się z tym dwunastolatka idącego na ósmą do szkoły...

 


 Mam jeszcze na tyle czasu, żeby pozjeżdżać z wypatrzonej wcześniej górki. Samo w sobie takie gnanie w dół na deskach jest przyjemne. pozwala także poćwiczyć trochę elementów technicznych jak hamowanie i zakręcanie. Niestety zakręt telemarkiem nijak nie chce wyjść. O ile przyklęk jestem jeszcze w stanie wykonać, o tyle te cholerne deski nie chcą zmienić kierunku w jakim się poruszam. Walcząc z nimi kilka razy zaliczam glebę i w naszej walce to narty są górą dosłownie i w przenośni. Zupełnie jakby chciały mi pokazać, że to one wiedzą lepiej gdzie powinienem jechać...

Wypinając narty myślę sobie, że zima niesamowicie zmienia oblicze różnych miejsc. Ostatnio, gdy tędy szedłem frustrowałem się na zalegające błoto i perspektywę czyszczenia butów po powrocie. Teraz masy śniegu sprawiają, że momentami okolica wygląda jak antarktyczny płaskowyż, a przejście przez zwykłe pofałdowane pola staje się małym wyzwaniem...

 


Styczeń 2021 r.

niedziela, 3 stycznia 2021

Wielki Las


W Czudcu jestem chwilę przed ósmą. Jest zimno, wilgotno i mgliście. Drogę miejscami pokrywa szron, a miejscami śliska warstwa ściętej wilgoci. Na ulicach jak to w niedziele bladym świtem nie ma prawie nikogo. Gdy przecinam drogę wojewódzką zaczynam piąć się pod górę. Jednocześnie powoli przebija się słońce, które o dziwo nawet lekko grzeje.

sobota, 5 grudnia 2020

Psikus czyli o adekwatności wiersza


Parę ładnych lat temu popełniłem piosenkę jako całość. Znaczy ułożyłem słowa do wymyślonej przez siebie muzyki. Trochę pod wpływem osobistych refleksji, ale i także w porywie twórczym wyszło z tego nieco więcej niż własne doświadczenia. Nie była to pierwsza z moich piosenek. Przez lata zebrało się ich parę. Czasami, gdy wracałem do nich myślami miałem wrażenie, że są one czymś w rodzaju zapisu przeczucia, które z czasem wypełnia się w moim życiu. Dziś już tak nie myślę, bo zbyt często słowa nie korelują z rzeczywistością. Ale jeden z tych tekstów jest swoistą antyklamrą do paru moich przygód...

 

sobota, 21 listopada 2020

Spotkanie nad Sanem

archiwum Leśnej


Nisko wita mnie chłodem i mgłą. Trochę mi żal, kolejowy skład był taki przytulny. Wysyłam SMS'y, jeszcze ostatnie poprawki w plecaku i w drogę. Cel na najbliższe pół godziny to dotrzeć na ul. Kościuszki, w miejsce gdzie wchodzi na nią żółty szlak - Szlak Dolnego Sanu. Jestem tam umówiony z Leśną Duszą i... No właśnie jej towarzystwo jest dla mnie zagadką. Wiem, że ktoś jest z nią. Jednak nie wiem kto...


niedziela, 27 września 2020

Szlak trzech pogórzy/ 1


 
Siedzę w wannie i gapię się w sufit? Nie, nie gapię się w to, co nade mną. Ekstrawagancko popijam radlera i zagryzam kiełbasą, która mi została. "A mury niosą rozmowy jakichś ludzi?" Nie, w domu jest cicho. Kaja bryka gdzieś ze swoimi koleżankami, a Ula wzięła Piotrka na spacer. Jestem sam, biorę kąpiel i daję wytchnąć obolałym mięśniom. Przed chwilą wróciłem z Pogórza Dynowskiego. To miała być krótka wycieczka na jakieś 6 godzin  i nieco ponad 20 km, a wyszło z tego godzin dziesięć i 32 km z niewielkim hakiem...

niedziela, 10 maja 2020

Głodnemu to i czerstwy chleb posmakuje


W święto pracy ruszyłem na marsz po okolicy. Od jakiegoś czasu na celowniku miałem ścieżki w sąsiedztwie podrzeszowskiego potoku Lubcza. Wreszcie dostałem dokładną lokalizację tego miejsca, a że to niedaleko mojego domu postanowiłem zrobić sobie pieszą wycieczkę tam i z powrotem...
W czwartkowy wieczór wrzuciłem wszystko co niezbędne do plecaka. Faktycznie słowo wrzuciłem pasuje tu jak ulał. Miejsce oddalone jest o około 5 km od mojego domu więc nie wygłupiałem się z wielkim przemyślanym pakowaniem. Rano przed wyjściem dołożyłem kawę, wodę oraz coś do przegryzienia i mogłem ruszać.



Nim dotarłem nad rzeczkę czekał mnie spacer bocznymi uliczkami pośród domków jednorodzinnych. W piątkowy poranek okolica tchnęła leniwą, senną atmosferą. Tylko czasem w niektórych obejściach ktoś warczał kosiarką lub czymś do przycinania niesfornych gałęzi.
Po godzinie doszedłem nad coś co miało być potokiem. Most, orne pola wokoło i wielka dziura w ziemi, na dnie której niemrawo płynął jakiś ciek, wszystko to nie napawało optymizmem. Ale doszedłem to i obejdę. Wiedziałem, że interesująca mnie okolica Lubczy z jednej strony opiera się o nasyp kolejowy. Ruszyłem w tamtą stronę. Lubcza jakiś czas temu została uregulowana i jej koryto zyskało sztuczną infrastrukturę. Nie będę się wymądrzał i udawał, że wiem do czego ona służy. Dla mnie betonowe przegrody dawały taki efekt, że woda spotykając się z nimi przyjemnie szumiała na chwilę tracąc swoją niemrawość. Wreszcie wszedłem na nasyp i skorzystałem z niego jak z mostu zmieniając jeden brzeg na drugi. Dzięki temu spojrzałem na potok z innej perspektywy i wydał mi się bardziej zachęcający niż na początku.




Drugi brzeg, którym od tej pory szedłem, doprowadził mnie do drogi na Niechobrz, która stanowi przeciwległy kraniec okolicy. Pola rzepaku i łąki przeszły stopniowo w obejścia domostw, a droga którą szedłem była jednocześnie dojazdem do nich. Pojawiły się drzewa czasem pojedyncze a czasem zebrane w większe grupy. Gdyby nie płoty ludzkich siedzib byłoby malowniczo. Poza tym idąc między takimi uliczkami lub dróżkami wzdłuż, których ludzie żyją we własnych domach, czuję się jak intruz. Jestem tam obcym, jestem jak niestrojący instrument w harmonijnej orkiestrze. Takiego wędrowca okoliczni poznają od razu. To nie góry, w których od szlaków aż gęsto, a piechur jest raczej regułą niż wypadkiem w statystyce codzienności. Wchodząc na asfalt wiedziałem, że nie chcę wracać drugim brzegiem. Pośród mieszanych uczuć po przejściu pięciu kilometrów okolicą Lubczy jedna refleksja wybijała się ponad pozostałe. To jest fajne miejsce na sielską wycieczkę rowerem lub spacer z psem...
Z Racławówki, w której się znalazłem, miałem w odwodzie miłą trasę wypróbowaną przed tygodniem. Ale nie byłbym sobą gdybym nie chciał usprawnić powrotu. Efektem czego było wejście w szkodę jakiemuś rolnikowi. Znaczy przeszedłem na krechę przez czyjeś pole. Zamiary miałem jak najbardziej szlachetne. jednak pole ciągnące się po horyzont i perspektywa błądzenia jego miedzami skutecznie wyleczyły mnie z życzliwości. Szlachetność szlachetnością ale ja chciałem sobie skrócić drogę, a i tak ją sporo wydłużyłem obchodząc to pole. Nie wiedziałem, że zaraz przy granicach Rzeszowa gospodarują tacy obszarnicy - pardon - chciałem powiedzieć farmerzy...



maj 2020

wtorek, 14 stycznia 2020

Substytut zimy


Parę lat wybierałem się w to miejsce. Właściwie to od 2014 r. gdy w pewną ciepłą wrześniową sobotę byłem tam z moimi paniami. Cały ten czas chodziło mi po głowie, żeby wybrać się na Jazową zimą. Ostatnio znalazł się nawet dodatkowy powód. Wertując mapy Google znalazłem tam wiatę o zachęcającej nazwie Ostoja Wędrowca...

środa, 13 listopada 2019

Borem, lasem


W plecaku mam poncho i spodnie membranowe. Ostatni czas był bardzo deszczowy i nadal nad okolicą wisi ryzyko opadów. Na nogach w obawie przed błotem mam wysokie buty, a w bagażu krótkie ochraniacze. Kije mimo marszu po płaskim też będą nie od parady. Ale prócz szpeju mam coś smacznego, termos z aromatyczną herbatą i kuchenkę, żeby zaparzyć sobie świeżą kawę. Zapowiada się miłe leśne popołudnie...

sobota, 19 października 2019

Wiatraki, pola i skansen


Od zeszłego roku chciałem zabrać tam dziewczyny. Wiedziałem, że okolica w jakiej znajduje się szlak i ciekawostki po drodze sprawią, że będą zadowolone. Chciałem, pamiętałem i wreszcie się udało. Wreszcie doczekałem się realizacji mojego pomysłu...

niedziela, 19 maja 2019

Szlak się urwał, alpak nie było - czy to przepis na wycieczkową klapę?


Wreszcie jest pogoda! Wreszcie można ruszyć w plener! Wreszcie odkurzymy rowery po zimie! Mamy nawet plan - skromny ale kuszący. Chcemy przejechać niebieskim szlakiem łączącym Rzeszów z Grybowem. Nie, nie całością! Chcielibyśmy dotrzeć do Centrum Zooterapii w Kielnarowej. Ponoć mają tam alpaki i można je swobodnie obserwować...

środa, 18 lipca 2018

Platworma w Niechobrzu z widokiem na Rzeszów


Padłem, przez co sobotni wyjazd na Eliaszówkę z Ulą i Kają poszedł się paść. Przeziębienie okazało się silniejsze niż nasze plany. I nawet nie był to jakiś problem. Po prostu trzeba było swoje wyleżeć w spokoju. Ale wieczorem tej samej soboty już zaczęły mnie swędzieć plecy od tego chorowania. Pomyślałem sobie, żeby niedziele jednak spędzić poza domem. Mojemu dumaniu widać sprzyjały niebiosa. Rano obudziłem się jakiś zdrowszy, silniejszy, a w południe na niebie zrobiła się lampa. No to co? Jedziemy rowerami pod krzyż milenijny?

czwartek, 31 maja 2018

Z Rzeszowa do Łańcuta- Greenvelo


Zachęceni artykułem o podkarpackim fragmencie szlaku Greenvelo postanowiliśmy przejechać niewielki odcinek tej drogi. Chcieliśmy tym samym wyrobić sobie na jego temat własne zdanie. Dlaczego? Opinie na temat tej trasy są tak skrajne, że nie sposób opierać się na nich. Dobrym poligonem doświadczalnym zdawał się być fragment między Rzeszowem a Łańcutem. W pierwszym mieście mieszkamy, zaś drugie znamy i darzymy sentymentem znajdujący się tam park, który jest częścią zabytkowego kompleksu Pałacu Potockich. To doskonałe miejsce do spokojnego odpoczynku zwłaszcza wiosną i jesienią. Tym bardziej, gdy jest to finał aktywnego dnia.

wtorek, 1 sierpnia 2017

Puszcza Sandomierska na dwóch kółkach

Wraz z moimi dziewczynami w tym roku co i rusz jedziemy gdzieś na rowerową wycieczkę. Do tej pory były to wypady jednodniowe. Ale w planach mieliśmy wycieczkę dwudniową połączoną z biwakiem w namiocie. W międzyczasie dołączyła się do nas koleżanka ze swoim synem. Za jej sprawą mieliśmy także samochodowe wsparcie zapewnione przez jej męża. Dzięki temu mogliśmy część sprzętu wrzucić do bagażnika i zabrać tylko to, co potrzebne. W sumie to także dzięki ich namowom nasz wyjazd wydłużył się do trzech dni.

wtorek, 27 czerwca 2017

Rodzinne rowerowanie

Ostatnie dwa weekendy spędziliśmy w głogowskim lesie na rowerach. Przymierzaliśmy się do tego bardzo długo. Najpierw nie mogliśmy się doczekać dobrej pogody. Później różne obowiązki ograniczały nam czas w dni wolne od pracy. W końcu nie wiedzieliśmy ile będzie wstanie przejechać w ciągu jednego dnia nasza Kaja. Do tej pory jeździła tylko po mieście i nie miała okazji sprawdzić swojej kondycji na dalszej trasie.

sobota, 8 kwietnia 2017

Wędrówki wiosenne czas zacząć


Zrobiło się ciepło, a świat powoli zaczął się zielenić. Narty i rakiety odstawione do piwnicy, bo nadszedł czas na wyjęcie niskich butów z szafy. No dobrze ale gdzie by tu ruszyć? Od dłuższego czasu przymierzałem się do wyjazdu na Pogórze strzyżowskie w okolice Góry Chełm i Barda. Może tam?...

niedziela, 15 stycznia 2017

Zima na pogórzu

Ostatnio tak się składa, że ciągnie mnie na Pogórze Dynowskie. Poprzedni listopadowy wyjazd i ten obecny to okolice Czarnorzek i Odrzykonia. Tym razem jednak moim celem nie jest Sucha Góra i Prządki ale tereny na zachód od wspomnianych miejscowości. Po raz pierwszy zawitałem tam wczesną wiosną tego roku i od razu chciałem tu wrócić zimą. Wreszcie się udało...


niedziela, 13 listopada 2016

Sucha Góra - mokry dół

Sucha Góra widziana z masywu Królewskiej Góry - marzec 2016 r.
Od jakiegoś czasu chodziło mi po głowie, aby wejść na najwyższe wzniesienie Pogórza Dynowskiego. Sucha Góra, bo to o niej mowa,  znajduje się w okolicy Krosna i słynie z ponad stumetrowego przekaźnika RTV. Jej masyw o wysokości 585 m n.p.m. jest w większości zalesiony i nie łatwo na nim o rozległe widoki. Mimo to wędrówka po jej zboczach może być całkiem przyjemna. Zwłaszcza dla tych z nas, którzy panoramy traktują jako miły dodatek a nie jako cel sam w sobie.