Nie zgadzam się na kopiowanie treści i zdjęć w całości i/lub we fragmentach, jak i na komercyjne używanie całości bądź fragmentów strony.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą relacje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą relacje. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 3 kwietnia 2022

Taka pustka jaki Simpson


Kolejka do wymazu, a później oczekiwanie na wynik. Ankieta na wejściu i wizyta w biurze przyjęć. Dalej szatnia, Ekg, spacer długimi korytarzami szpitala, papierologia na oddziale i można zająć wreszcie łóżko. Miła pielęgniarka zakuwa mnie wenflonem i zostawia komplet jednorazowej bielizny zabiegowej. Po chwili przychodzi druga pigułka z kroplówką. To elektrolity. Zostaje sam. Mogę wykorzystać czas do zabiegu na drobną drzemkę. Po chwili faktycznie odpływam w rojenia...

środa, 23 marca 2022

Enklawa

Siedzimy w aucie, którego szyby błyskawicznie pokrywają się śniegiem. Ania usunęła go na darmo, bo przed odjazdem trzeba będzie ponownie się wysilić. Ta śnieżyca to zwrot akcji o 180  stopni względem dzisiejszego dnia...

 


niedziela, 14 marca 2021

Dwie strony tej samej monety


 

Jedziemy razem z M i C na biegówki.  Naszym celem jest las rozciągający się między Czudcem a Wolą Zgłobieńską. To mój nowy wynalazek. Niedawno zastanawiałem się, jak to miejsce sprawdzi się na narty. Gdy parkujemy samochód pod szlabanem, termometr wskazuje jakieś -10 stopni. Jednak kompletnie tego nie czuć. Słoneczny poranek i suche powietrze odpowiadają za taki stan rzeczy.

poniedziałek, 22 lutego 2021

Lekcja


Po fakcie stwierdzam, że to był dziwny wyjazd. Myślę tak dlatego, że ciężko mi wpasować go w jakiś schemat czy słowną klamrę. Z drugiej strony zawszę z respektem podchodzę do tego, co może mnie spotkać na szlaku ze strony pogody i własnego organizmu. Pogoda, wiadomo, nie jest do końca przewidywalna, a organizm zawsze może spłatać niespodziewanego figla. Zresztą parę razy w życiu zdarzyło mi się opaść z sił zimą w górach i dlatego staram się dbać o kondycję. Ale po raz pierwszy w jakimś sensie zawiódł mnie sprzęt. Po głowie kołaczą się mi jakieś frazy o igłach szronu na moim tygodniowym zaroście, facecje o tym jak najadłem się śniegu podczas paru upadków i jak mnie zaskoczył strumień ciurkający w najlepsze pod śniegiem przy około dziesięciostopniowym mrozie. Jednak na to, co działo się podczas wycieczki i to jak ona wyglądała największy wpływ miała zawodność sprzętu i jego słabe przygotowanie przed wyrypą...

sobota, 6 lutego 2021

Dziura w czasie



 Wracam na autobus. Krok za krokiem, ślizg za ślizgiem, jestem coraz bliżej celu. Czuję przyjemny rytm własnych ruchów. Intensywne słońce sprawia, że pomimo mrozu nie jest mi zimno. Na tę przyjemność całkiem sporo się napracowałem. Chodzi o to, że wracam po własnym śladzie. Założenie go kosztowało mnie wiele wysiłku. Praktycznie cała droga w pierwszą stronę wiodła pod górę, a i konsystencja śniegu nie ułatwiała sprawy. W dodatku niezbyt mądrze najmocniejsze wzniesienia zamiast zakosami atakowałem na wprost. Efektem jest poczucie wypompowania.

Krok ślizg, krok ślizg. Rytm ruchu narciarskiego przenosi mnie 25 lat wstecz. Zima tamtego roku jest dla mnie czymś zupełnie wyjątkowym. Regularne -25 w dzień i -35 nocą, śnieg łamiący gałęzie drzew w połowie listopada i bite cztery miesiące zimy niemal do końca marca. Te wspomnienia to też flesze obrazów: zamarznięte truchło psa, blade styczniowe słońce oglądane z czwartego piętra naszego mieszkania i wielkie hałdy śniegu w pierwszy dzień wiosny wesoło zalegające na trawnikach i niewyglądające, żeby miały w ogóle stopnieć. Nieodśnieżone chodniki stopniowo pokrywały się warstwą sprasowanego miksu śniegu, soli i piasku. Stopniowo też wygładzane podeszwami przechodniów nabierały razem nieco śliskości. Nie na tyle, żeby marsz po tym był niebezpieczny ale na tyle, żeby zdeterminowany dzieciak mógł przejechać pół metra. Dwa kroki ślizg, jeden dwa ślizg, jeden dwa ślizg - mimo, że rytm jest inny to ten narciarski zlewa mi się z tym dwunastolatka idącego na ósmą do szkoły...

 


 Mam jeszcze na tyle czasu, żeby pozjeżdżać z wypatrzonej wcześniej górki. Samo w sobie takie gnanie w dół na deskach jest przyjemne. pozwala także poćwiczyć trochę elementów technicznych jak hamowanie i zakręcanie. Niestety zakręt telemarkiem nijak nie chce wyjść. O ile przyklęk jestem jeszcze w stanie wykonać, o tyle te cholerne deski nie chcą zmienić kierunku w jakim się poruszam. Walcząc z nimi kilka razy zaliczam glebę i w naszej walce to narty są górą dosłownie i w przenośni. Zupełnie jakby chciały mi pokazać, że to one wiedzą lepiej gdzie powinienem jechać...

Wypinając narty myślę sobie, że zima niesamowicie zmienia oblicze różnych miejsc. Ostatnio, gdy tędy szedłem frustrowałem się na zalegające błoto i perspektywę czyszczenia butów po powrocie. Teraz masy śniegu sprawiają, że momentami okolica wygląda jak antarktyczny płaskowyż, a przejście przez zwykłe pofałdowane pola staje się małym wyzwaniem...

 


Styczeń 2021 r.

niedziela, 10 stycznia 2021

Jak zawsze B. Niski błotnisty i śliski



 Jestem w domu. Niedawno wróciliśmy z Anią z okolic Dukli. Niewielka pętla okazała się dość wymagająca ze względu na warunki. Zwykle dzielimy się z Pimem wrażeniami z odbywanych osobno wypadów i tym razem postępuje podobnie. Piszę krótki mail, który szkicuje przeżycia z kilku ostatnich godzin:

"Gdy wyjeżdżaliśmy z Rzeszowa pogoda była taka jak w Warszawie i tak można ją opisać, jak ty to zrobiłeś. Natomiast, gdy przyjechaliśmy w okolice Lubatowej, to tam niesamowicie wiało. Można powiedzieć, że pogoda była taka, gdy górale piją na umór. Na podejściu na Cergową wiatr..."

niedziela, 3 stycznia 2021

Wielki Las


W Czudcu jestem chwilę przed ósmą. Jest zimno, wilgotno i mgliście. Drogę miejscami pokrywa szron, a miejscami śliska warstwa ściętej wilgoci. Na ulicach jak to w niedziele bladym świtem nie ma prawie nikogo. Gdy przecinam drogę wojewódzką zaczynam piąć się pod górę. Jednocześnie powoli przebija się słońce, które o dziwo nawet lekko grzeje.

sobota, 21 listopada 2020

Spotkanie nad Sanem

archiwum Leśnej


Nisko wita mnie chłodem i mgłą. Trochę mi żal, kolejowy skład był taki przytulny. Wysyłam SMS'y, jeszcze ostatnie poprawki w plecaku i w drogę. Cel na najbliższe pół godziny to dotrzeć na ul. Kościuszki, w miejsce gdzie wchodzi na nią żółty szlak - Szlak Dolnego Sanu. Jestem tam umówiony z Leśną Duszą i... No właśnie jej towarzystwo jest dla mnie zagadką. Wiem, że ktoś jest z nią. Jednak nie wiem kto...


niedziela, 27 września 2020

Szlak trzech pogórzy/ 1


 
Siedzę w wannie i gapię się w sufit? Nie, nie gapię się w to, co nade mną. Ekstrawagancko popijam radlera i zagryzam kiełbasą, która mi została. "A mury niosą rozmowy jakichś ludzi?" Nie, w domu jest cicho. Kaja bryka gdzieś ze swoimi koleżankami, a Ula wzięła Piotrka na spacer. Jestem sam, biorę kąpiel i daję wytchnąć obolałym mięśniom. Przed chwilą wróciłem z Pogórza Dynowskiego. To miała być krótka wycieczka na jakieś 6 godzin  i nieco ponad 20 km, a wyszło z tego godzin dziesięć i 32 km z niewielkim hakiem...

niedziela, 10 maja 2020

Głodnemu to i czerstwy chleb posmakuje


W święto pracy ruszyłem na marsz po okolicy. Od jakiegoś czasu na celowniku miałem ścieżki w sąsiedztwie podrzeszowskiego potoku Lubcza. Wreszcie dostałem dokładną lokalizację tego miejsca, a że to niedaleko mojego domu postanowiłem zrobić sobie pieszą wycieczkę tam i z powrotem...
W czwartkowy wieczór wrzuciłem wszystko co niezbędne do plecaka. Faktycznie słowo wrzuciłem pasuje tu jak ulał. Miejsce oddalone jest o około 5 km od mojego domu więc nie wygłupiałem się z wielkim przemyślanym pakowaniem. Rano przed wyjściem dołożyłem kawę, wodę oraz coś do przegryzienia i mogłem ruszać.



Nim dotarłem nad rzeczkę czekał mnie spacer bocznymi uliczkami pośród domków jednorodzinnych. W piątkowy poranek okolica tchnęła leniwą, senną atmosferą. Tylko czasem w niektórych obejściach ktoś warczał kosiarką lub czymś do przycinania niesfornych gałęzi.
Po godzinie doszedłem nad coś co miało być potokiem. Most, orne pola wokoło i wielka dziura w ziemi, na dnie której niemrawo płynął jakiś ciek, wszystko to nie napawało optymizmem. Ale doszedłem to i obejdę. Wiedziałem, że interesująca mnie okolica Lubczy z jednej strony opiera się o nasyp kolejowy. Ruszyłem w tamtą stronę. Lubcza jakiś czas temu została uregulowana i jej koryto zyskało sztuczną infrastrukturę. Nie będę się wymądrzał i udawał, że wiem do czego ona służy. Dla mnie betonowe przegrody dawały taki efekt, że woda spotykając się z nimi przyjemnie szumiała na chwilę tracąc swoją niemrawość. Wreszcie wszedłem na nasyp i skorzystałem z niego jak z mostu zmieniając jeden brzeg na drugi. Dzięki temu spojrzałem na potok z innej perspektywy i wydał mi się bardziej zachęcający niż na początku.




Drugi brzeg, którym od tej pory szedłem, doprowadził mnie do drogi na Niechobrz, która stanowi przeciwległy kraniec okolicy. Pola rzepaku i łąki przeszły stopniowo w obejścia domostw, a droga którą szedłem była jednocześnie dojazdem do nich. Pojawiły się drzewa czasem pojedyncze a czasem zebrane w większe grupy. Gdyby nie płoty ludzkich siedzib byłoby malowniczo. Poza tym idąc między takimi uliczkami lub dróżkami wzdłuż, których ludzie żyją we własnych domach, czuję się jak intruz. Jestem tam obcym, jestem jak niestrojący instrument w harmonijnej orkiestrze. Takiego wędrowca okoliczni poznają od razu. To nie góry, w których od szlaków aż gęsto, a piechur jest raczej regułą niż wypadkiem w statystyce codzienności. Wchodząc na asfalt wiedziałem, że nie chcę wracać drugim brzegiem. Pośród mieszanych uczuć po przejściu pięciu kilometrów okolicą Lubczy jedna refleksja wybijała się ponad pozostałe. To jest fajne miejsce na sielską wycieczkę rowerem lub spacer z psem...
Z Racławówki, w której się znalazłem, miałem w odwodzie miłą trasę wypróbowaną przed tygodniem. Ale nie byłbym sobą gdybym nie chciał usprawnić powrotu. Efektem czego było wejście w szkodę jakiemuś rolnikowi. Znaczy przeszedłem na krechę przez czyjeś pole. Zamiary miałem jak najbardziej szlachetne. jednak pole ciągnące się po horyzont i perspektywa błądzenia jego miedzami skutecznie wyleczyły mnie z życzliwości. Szlachetność szlachetnością ale ja chciałem sobie skrócić drogę, a i tak ją sporo wydłużyłem obchodząc to pole. Nie wiedziałem, że zaraz przy granicach Rzeszowa gospodarują tacy obszarnicy - pardon - chciałem powiedzieć farmerzy...



maj 2020

piątek, 14 lutego 2020

Po kondycję z szafą w Sądecki


Czytając relacje w sieci z różnych przedsięwzięć odnoszę wrażenie, że w dzisiejszych czasach nie ma miejsca na porażkę. Nawet jeśli cel nie zostanie osiągnięty autorzy często przekonują, że bogate doświadczenia i okoliczności przyrody z nawiązką wynagradzają brak sukcesu. Po czym "odgrażają" się, że oni tam jeszcze wrócą i wtedy zobaczymy. Zatem jak w takim kontekście ocenić naszą ostatnią turę? Z trzech dni wyszły dwa, zamiast biwaku w śniegu przespaliśmy się w ciepłym schronisku, a zakładana trasa z tą faktyczną miała tylko kilka punktów stycznych...

sobota, 18 stycznia 2020

Jeśli gdzieś w ogóle szukać śniegu, to na południu!


Rano o piątej w Rzeszowie pada deszcz. Świat wygląda raczej wiosennie. A ja kompletnie nie harmonizuję z otoczeniem idąc z nartami w garści na pociąg do Jasła. W Jaśle wszystko wygląda podobnie. Także cała droga do Krempnej nie napawa optymizmem. Dopiero za zalewem śniegu przybywa i zaczyna on przykrywać trawki, konary i koleiny dróg...

wtorek, 14 stycznia 2020

Substytut zimy


Parę lat wybierałem się w to miejsce. Właściwie to od 2014 r. gdy w pewną ciepłą wrześniową sobotę byłem tam z moimi paniami. Cały ten czas chodziło mi po głowie, żeby wybrać się na Jazową zimą. Ostatnio znalazł się nawet dodatkowy powód. Wertując mapy Google znalazłem tam wiatę o zachęcającej nazwie Ostoja Wędrowca...

środa, 13 listopada 2019

Borem, lasem


W plecaku mam poncho i spodnie membranowe. Ostatni czas był bardzo deszczowy i nadal nad okolicą wisi ryzyko opadów. Na nogach w obawie przed błotem mam wysokie buty, a w bagażu krótkie ochraniacze. Kije mimo marszu po płaskim też będą nie od parady. Ale prócz szpeju mam coś smacznego, termos z aromatyczną herbatą i kuchenkę, żeby zaparzyć sobie świeżą kawę. Zapowiada się miłe leśne popołudnie...

niedziela, 27 października 2019

Jesień w Beskidach Zachodnich

fot. Pim

Idę uśpionymi uliczkami starówki. W wilgotnych powierzchniach chodników odbijają się światła latarni. Jest chwilę przed szóstą. Nie mijam prawie nikogo. o tym, że ludzie są i żyją za murami kamienic informują mnie tylko zapachy docierające z kuchennych części ich domostw. Na rogu Kościuszki i Grunwaldzkiej uderza mnie woń smażonej cebuli. Myślę sobie, że to fajne aby wpleść w relację z wyjazdu. No tak, znowu ruszam w góry. Dźwigając plecak niespiesznie podążam na autobus do Krakowa. Tam jestem umówiony z Pimem...

sobota, 19 października 2019

Wiatraki, pola i skansen


Od zeszłego roku chciałem zabrać tam dziewczyny. Wiedziałem, że okolica w jakiej znajduje się szlak i ciekawostki po drodze sprawią, że będą zadowolone. Chciałem, pamiętałem i wreszcie się udało. Wreszcie doczekałem się realizacji mojego pomysłu...

sobota, 10 sierpnia 2019

Z walizą w Bieszczady?


Jakoś tak się działo, że od kilku lat wakacyjny urlop spędzamy jeśli nie nad morzem to przynajmniej nad wodą. Tym razem jednak było inaczej. Z przyczyn różnych morze nie wchodziło w grę, co bardzo smuciło moją żonę. Na horyzoncie rysowały się wakacje w mieście przerywane od czasu do czasu krótkim wypadem na okoliczne łono przyrody. Razu pewnego jednak żona rzuciła luźno, że pojechałaby w Biesy. A mnie jakoś tak klocki organizacyjne same dopasowały się w wyobraźni i z niezobowiązującego pomysłu urodziła się nam konkretna idea...

piątek, 21 czerwca 2019

Góry Czerchowskie


Czasami wystarczy niewiele. Ot krótka wzmianka, względnie podesłany mailem link. Rodzi się chemia. Zawartość jest tak inspirująca, że wszystkie wcześniejsze plany biorą w łeb i zostają odłożone na półkę z napisem później. W tym przypadku na tej półce wylądowały Niżne Tatry, Magura Spiska i Ukraina. Pim po zakończonym sezonie zimowym podrzucił mi na skrzynkę link do bloga z opisem chaty pod górą Cergov. I się zaczęło. Potem sam znalazłem kilka relacji, a i Michał nie zasypiał gruszek w popiele, dokładając kolejne strony na temat pasma na Słowacji... W końcu zdecydowaliśmy, że wiosną ruszamy w Góry Czerchowskie...


niedziela, 19 maja 2019

Szlak się urwał, alpak nie było - czy to przepis na wycieczkową klapę?


Wreszcie jest pogoda! Wreszcie można ruszyć w plener! Wreszcie odkurzymy rowery po zimie! Mamy nawet plan - skromny ale kuszący. Chcemy przejechać niebieskim szlakiem łączącym Rzeszów z Grybowem. Nie, nie całością! Chcielibyśmy dotrzeć do Centrum Zooterapii w Kielnarowej. Ponoć mają tam alpaki i można je swobodnie obserwować...

sobota, 30 marca 2019

Kolanin zima 2012


Jesteśmy na przełęczy Hałbowskiej, miejscu z którego będziemy startować. Czeka nas tam niespodzianka, bo gdy w mieście śnieg o swojej niedawnej bytności przypomina drobnymi plamkami tam i tu, to w górach panoszy się niczym prawowity władca tej krainy i nie ma to nic wspólnego z nieśmiałym wspomnieniem o nim na nizinach. Pierwsze chwile spędzamy na spulchnianiu i przerzucaniu śniegu z pobocza. W innym wypadku auto mogłoby się zawiesić stojąc tam dłuższy czas i mielibyśmy problem.