Schronisko na Leskowcu - przykład schroniska w ogóle |
Zeszliśmy z gór. Siedzimy w knajpce, znanej nam z poprzednich pobytów w Piwnicznej. Mimo, że jedliśmy po liofilu w trasie, to nasze organizmy domagają się płynów i jedzenia. Pim zamówił coś na bogato, a ja jak stary sknera talerz rosołu i kawę late. W lokalu jest ruch i obsługa uwija się jak w ukropie. Mają oni ręce pełne roboty nie tylko przez licznych gości, ale i przez szczupłą obsadę kelnerów. Gdy decyduję się na kolejną kawę i ciastko do niej, zaczepiony pan z obsługi szybko stawia przede mną słodką przekąskę, jednak o kawie zapomina. Gdy po chwili zaczepiam go ponownie i przypominam grzecznie o napoju ten zawstydzony przeprasza po czym rzuca się do realizacji zamówienia. Za moment kawa stoi na moim stoliku. Kelner ponownie mnie przeprasza. Zapewniam go o tym, że nie ma problemu i grzecznie dziękuję. Nie mam do niego najmniejszych pretensji. Facet na prawdę ma pełne ręce pracy, a biega jakby paliła mu się podłoga pod stopami. Każdy mógłby zapomnieć w takiej sytuacji. Ale to wydarzenie sprawia, że mimochodem moje myśli wracają do sytuacji z wczorajszego wieczora...
Siedzimy już w schronisku pod Przechybą. Nie chcemy nic konkretnego do jedzenia. Zadowalamy się Coca Colą i lodami. Gdy Michał łapie pierwszy oddech idzie załatwić sprawy meldunkowe. Ja nadal siedzę w jadalni. Pilnując bagaży wpadam w lekko apatyczny stan bezmyślnego wyłapywania urywków rozmów otaczających mnie ludzi. Nagle dociera do mnie coś w tym guście:
- Wyobraź sobie, że bufet jest czynny tylko do osiemnastej!
- Jak to? Przecież oni będą dopiero o dwudziestej i będą chcieli zjeść coś na ciepło.
- Nie wiem! Ale to schronisko nie dostanie ode mnie gwiazdek Google...
Gdy opowiadam to Pimowi dochodzimy do wniosku, że ktoś z obsługi pewno wpadnie w "czarną rozpacz". Zastanawiamy się także, czy mają może menadżera do spraw mediów społecznościowych? Jeśli tak to zapewne jegomość ma do dyspozycji jakąś starą kanciapę w piwnicach budynku, wygląda jak archetyp informatyka z lat dziewięćdziesiątych i siedzi tam wpatrzony w monitor 24 h na dobę 7 dni w tygodniu. A jego ulubionym hobby jest sprawdzanie ilości gwiazdek Google. Gdy wynik spada poniżej pięciu dostaje stanów przedzawałowych.
Po chwili stwierdzam jednak, że to znak czasów i coraz częściej będziemy mieli do czynienia z takimi postawami. Co więcej coraz częściej gwiazdki będą miały znaczenie przy wyborze rozrywek, lokali lub miejsc noclegowych. Młodzi będący za pan brat z mediami społecznościowymi będą te opinie traktować jak prawdy objawione. Gwiazdki wreszcie zdehumanizują to co w środku stworzyli ludzie. Nikt nie pomyśli, że przecież obsługa schroniska też potrzebuje odpocząć. Że ci ludzie by zapewnić sprawne funkcjonowanie obiektu często wstają bladym świtem. Od nich będzie się tylko wymagać. Goście widzą tylko, że jest ciepło, że nie ma ciepłej wody, że sala jadalni służy do głośnych posiadów do białego rana. Nikt nie pomyśli, że trochę jak w teatrze, większość pracy jest skryta za tylną ścianą sceny. Oni widzą tylko mniej lub bardziej zadowalający efekt na scenie. Może to jest właśnie problem? Cała praca schroniskowych aktorów jest bardziej rolą statystów. Oni przemykają się w ciszy do swoich obowiązków między gośćmi obiektu. Kuchnia i podawanie posiłków mają osłonę ścian przed wścibskim wzrokiem gości. Jednak to także sprawia, że nie widać ogromu ich ciężkiej pracy, a nie zawsze można trafić na kogoś z wyobraźnią. Czasem trafi się ktoś z postawą: klient płaci, klient wymaga...
Pim objedzony po kokardę prosi o rachunek. Regulujemy płatność i zaczynamy zbierać sprzęt. W głośnikach słyszę kolejną piosenkę Queen. Bardzo mi to odpowiada. Lubię Queen. Jest mi dobrze, jedzenie i napoje były jak nagroda po dobrze wykonanej pracy. Przypomina mi się nasz ostatni pobyt w tej knajpce i, że w tv były skoki narciarskie, a zawodnicy mieli na kombinezonach znaczki LA Sportiva. Tym razem skoków nie było. Czuję się nieco "zdegustowany". Cóż chyba nie dostaną ode mnie gwiazdki w Google. Ale nie za brak skoków. Ja po prostu nigdy nie dałem nikomu gwiazdki w Google. Jestem skamieliną minionych czasów i wolę napisać pięć tysięcy słów by wrzucić je na bloga licząc przy tym, że kto przeczyta ten wyciągnie własne wnioski.
ps
Zdjęcie z archiwum własnego przedstawia Leskowiec. Niestety nie posiadam dobrej fotografii Przechyby, a jakieś zdjęcie wypadało zamieścić. Ponad to opisana sytuacja mogła się wydarzyć równie dobrze na Leskowcu czy na Bartnem.
ps
Zdjęcie z archiwum własnego przedstawia Leskowiec. Niestety nie posiadam dobrej fotografii Przechyby, a jakieś zdjęcie wypadało zamieścić. Ponad to opisana sytuacja mogła się wydarzyć równie dobrze na Leskowcu czy na Bartnem.
Zacznę od cytatu:
OdpowiedzUsuń"Gwiazdki wreszcie zdehumanizują to co w środku stworzyli ludzie. Nikt nie pomyśli, że przecież obsługa schroniska też potrzebuje odpocząć. Że ci ludzie by zapewnić sprawne funkcjonowanie obiektu często wstają bladym świtem".
Bite 20 - 22 lata temu "w czasach wspinaczkowych" zimą spaliśmy w Zbójnickiej Chacie w Tatrach Słowackich. Wtedy (nie wiem jak teraz - to się mogło zmienić)obowiązkiem chatara było jeśli się taką potrzebę zgłaszało - wstać i robić śniadanie.
Jak się startowało np. o 3 w nocy, co przy wspinaniu zimą jest wręcz wskazane, chatar nie zadowolony, mrukliwy, wybity ze snu robił jajecznicę. Bo to był jego obowiązek.
Jak się chciało coś zamówić koło południa, to chatar albo drzemał, albo był zaspany i mrukliwy....Teraz nie dostanie gwiazdek.
Nie do pomyślenia! Dzisiaj chatar powinien być piersiastą blondyną "czynną" całą dobę z wiecznie przyklejonym uśmiechem...
UsuńPrzypomina mi się zakup wyjazdu w biurze podróży w zeszłym roku. W pierwszej placówce czarowała nas pani, sądząc z zachowania, świeżo po kursie jak prawidłowo rozmawiać z klientem. Pośród kolejnych wydziamdzianych komunikatów usłyszałem, że z plaży jest dwieście metrów do hotela. Dużo wysiłku wymagało ode mnie zachowanie powagi. Słówko h"HOTELA" było kandyzowaną wisienką w posypce z cukru na landrynkowym torciku wypowiedzi tamtej pani.
Nie wiem, może jestem masochistą? Ale wolę gburowatego chatara, którego, jak znam życie, w dobrych warunkach da się obłaskawić płynną pięćdziesiątką lub pomocą w odpowiednim momencie...