Nie zgadzam się na kopiowanie treści i zdjęć w całości i/lub we fragmentach, jak i na komercyjne używanie całości bądź fragmentów strony.

niedziela, 27 września 2020

Szlak trzech pogórzy/ 1


 
Siedzę w wannie i gapię się w sufit? Nie, nie gapię się w to, co nade mną. Ekstrawagancko popijam radlera i zagryzam kiełbasą, która mi została. "A mury niosą rozmowy jakichś ludzi?" Nie, w domu jest cicho. Kaja bryka gdzieś ze swoimi koleżankami, a Ula wzięła Piotrka na spacer. Jestem sam, biorę kąpiel i daję wytchnąć obolałym mięśniom. Przed chwilą wróciłem z Pogórza Dynowskiego. To miała być krótka wycieczka na jakieś 6 godzin  i nieco ponad 20 km, a wyszło z tego godzin dziesięć i 32 km z niewielkim hakiem...

W Czudcu zameldowałem się przed ósmą i od razu ruszyłem w trasę. Pierwszą część marszu pominę miłosiernym milczeniem. Wszystko przez to, że popełniłem jakieś błędy w nawigacji i ustawieniu telefonu. Jednak o dziwo nie był to stracony dystans. Dzięki wpadce obejrzałem sobie bardzo fajne okolice na wycieczkę rowerową.



W punkcie mojej wędrówki najbardziej wysuniętym na wschód robię dłuższą przerwę na posiłek. Jest południe, a ja od śniadania nic nie jadłem. Do tej pory nie doskwierało mi to zbytnio, jednak teraz czuję jak w moim brzuchu ktoś wali jak szalony w werbel. Rozłożyste drzewo osłania mnie przed palącym słońcem. W takim miejscu mogę spokojnie zbierać siły na drugą część dzisiejszej wędrówki. W między czasie niebo coraz częściej przykrywają chmury. Nie zaskakuje mnie to zbytnio, bo na dzisiaj prognozy przewidywały drobne opady.
Na razie wracam po własnych śladach. Jednak nie idę elektronicznym tropem żółtego szlaku. Tak mój podkład do Locusa jak i track z mapy-turystycznej pokazują, że powinienem przetrawersować rozległe łąki. Tym czasem znaki prowadzą wygodną szutrówką przez las. Nie sprzeczam się ze znakarzem, tędy idzie się wygodnie, a łąki, które też zwiedziłem, są przeraźliwie podmokłe po ostatnich deszczach. Dodatkowo w taką pogodę jest na nich jak w saunie. Zdecydowanie wolę kojący cień lasu. Gdy wychodzę na drogę zaczyna padać. Początkowo nieśmiało. Po chwili wiem już, że nie obędzie się bez poncza. Deszcz przynosi orzeźwienie. Wreszcie można zaczerpnąć powietrza pełną piersią i nie poparzyć płuc. Myśli jakoś same uciekają do dnia z przed roku gdy z Pimem w podobnej aurze trawersowaliśmy masyw Dubnego na zakończenie słowackiej przygody. Jednak tam nie było nam dane odetchnąć tak, jak dzisiaj dzięki krótkiej zmianie pogody...



Deszcz jak szybko przyszedł tak szybko poszedł. Powoli robi się znowu skwarnie, a z okolicy słychać pomruki grzmotów. Póki co jestem dość wysoko i wolałbym, żeby nie złapała mnie ta burza...
Do centrum Wyżnego tym razem schodzę jak Pan Bóg przykazał za znakami. Ta opcja jest nieco krótsza i zamiast bocznymi drogami prowadzi częściowo przez las. Na południe od głównej drogi do Barwinka szlak wchodzi ponownie na wysoczyznę i leniwie meandruje bocznymi asfaltami. Mimo, że okolica tchnie spokojem i jest przyjemniejsza niż marsz wzdłuż ruchliwej szosy to nie tego się spodziewałem. Znowu myślę sobie, że okolica jest świetna na rower. Z nieba ponownie płynie żar, a mój bukłak pokazał już dno. Oj, jak chce się pić, oj jak bardzo! Mimo słońca z oddali wciąż słychać burzę..
Zejście do Czudca koi leśnym cieniem. Na jego końcu zaś rozpościera się widok charakterystyczny dla Beskidów. Gdy dotrze się do dolnej granicy lasu nad górskimi wsiami, często otwiera się miły pejzaż zabudowań przycupniętych w dolinie otoczonych zielonymi wzgórzami. Tu widzę dokładnie taki obrazek. W Czudcu wita mnie leniwa atmosfera sobotniego popołudnia. W powietrzu czuć grile, uliczkami przechadzają się matki z dziećmi, a uszy atakują niskie tony muzyki. W pierwszym sklepie ordynuje sobie dwie puszki imperialistycznego napitku, które wlewam w trzewia niezwłocznie. Oj jaka ulga, oj jaka wielka!..


    


lipiec 2020

 
PS
Sprawdziłem opisany fragment szlaku pod kontem przydatności do turystyki rowerowej. W jedno z sierpniowych popołudni wraz z kolegą z pracy przejechaliśmy trasę od Czudca do łąk w okolicach Sołonki. Było z tego wiele frajdy. Nie mogę się oprzeć, że znacznie więcej niż z przewędrowania tego odcinka pieszo. Może to za sprawą lepszej pogody, znaczy nie tak upalnej, a może po prostu tamte okolice są lepsze na rower? Dość powiedzieć, że gdybyście chcieli gdzieś pojeździć rowerem to tamte tereny są doskonałe do tego celu.

sierpień 2020 r.

6 komentarzy:

  1. No w końcu coś wrzuciłeś :)) Myślałem, że przepadłeś...jak Franka buty na budowie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powitać
      Ten rok jakoś nie sprzyja wojażom to i nie ma czego pisać. A poza tym powiększył mi się stan osobowy drużyny o małego barsuska i puki co często brak czasu na sprawy takie jak blog. Ten post czekał niemal 3 miesiące na publikację...

      Usuń
  2. Wypada zatem pogratulować, co niniejszym czynię i zdrowia dla dla małego "barsuska".

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję małego barsuska :)

    Co do roweru, to rejon wygląda mi na taki z łagodnymi podejściami, i dłuższymi odcinkami płaskimi, więc rzeczywiście na rower idealny teren.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za gratulacje dziękuję.
      Co do wrażenia odnośnie długich płaskich odcinków to wszystko się zgadza. To jest Pogórze Dynowskie i często po podejściu lub podjeździe mamy do czynienia z dużym płaskim rozległym obszarem. Gdyby to były góry na usta samo cisnęło by się określenie płaskowyż. W tym przypadku chyba adekwatnym określeniem jest wysoczyzna?
      Generalnie często wędrując Pogórzem Dynowskim lub strzyżowskim nie mogę się oprzeć skojarzeńom z beskidem niskim A jak głosi ogólnopolska plotka to najlepszy Beskid na rowerową turystykę. 😉😀.

      Usuń