Nie zgadzam się na kopiowanie treści i zdjęć w całości i/lub we fragmentach, jak i na komercyjne używanie całości bądź fragmentów strony.

niedziela, 22 stycznia 2017

Koniec roku na Grzywackiej

Jak co roku między Świętami a Sylwestrem miałem kilka dni wolnych. Postanowiłem jeden z nich wykorzystać na mały wypad w Beskid Niski. Z kilku pomysłów kołaczących się po głowie padło na Grzywacką Górę. Mam do niej dobrze rozpracowany dojazd i dodatkowo nie musiałem zrywać się w środku nocy, aby na nią dotrzeć.



Na miejsce dojechałem w okolicach dziesiątej mając w perspektywie około pięć godzin na wędrowanie. Jako, że podróż wykorzystałem na zmianę garderoby i uzbrojenie się w stuptuty mogłem od razu ruszyć na zielony szlak. Opłotki Nowego Żmigrodu przywitały mnie wiatrem. Szybko przebyłem odcinek asfaltowy i wbiłem się w podejście. Las i łąki pokryła szczelnie biel. Warunki do marszu były dość dobre. Śnieg sięgał w większości do kostek tylko czasem do połowy łydek. Wiatr ustał.




Na grzbiecie wreszcie można było rzucić okiem na nieco dalszą okolicę. Niestety warunki nie sprzyjały bardzo odległym obserwacjom. Mimo to przyjemnie było poczuć przestrzeń dookoła zamiast szczelnego otoczenia przez las. Pod nogami pojawiła się zmrożona tafla kryjąca w głębi puch. Czasem unosiła ona mój ciężar a czasem zarywała się pode mną, wtedy zapadałem się nieco. W okolicy wierzy widokowej zastąpił ją lód.




Po krótkiej przerwie na drugie śniadanie zacząłem schodzić do Kątów. Do tej pory przemieszczałem się sprawnie. Zejście jednak zaskoczyło mnie dużo głębszym śniegiem. Sięgał on regularnie do kolan a czasami wyżej. Dodatkowo ciężko było przewidzieć jak głęboko zapadnę się przy kolejnym kroku. Zacząłem żałować, że mam ze sobą tylko krótkie ochraniacze a rakiety zostawiłem w domu.




Z Kątów ruszyłem w stronę Kamienia. Chciałem rzucić na niego okiem. Ale mając w planie jeszcze powrót tą samą trasą i grząskie podejście na Grzywacką nie szedłem daleko. Zawróciłem przy początku łąk oddzielających Kąty od zboczy Kamienia.

Okazało się to dobrą decyzją. Głęboki śnieg w połączeniu z podejściem na Grzywacką i zmęczeniem skutecznie spowolnił moje tępo. Jej grzbiet przeszedłem sprawnie i zszedłem przez las do przystanku koło szkoły w Kątach mając w zapasie trzydzieści minut do ostatniego autobusu. Ten naddatek czasu pozwolił mi spokojnie coś zjeść ale sprawił także, że nieco zmarzłem.
Ostatni wyjazd 2016 roku pokazał mi, że tegoroczna zima w odróżnieniu od poprzednich powinna cieszyć większą ilością śniegu. Trzeba będzie przeprosić się z wysokimi ochraniaczami i ponownie wyciągnąć z szafy rakiety. A później już tylko korzystać z jej uroków.

29 grudzień 2016

2 komentarze:

  1. Jak czytam taką relacje to mi serce krwawi. Przypuszczam, że Nowy Żmigród osiągasz autobusem po ponad godzinie podróży. W moim przypadku to zaledwie północny kraniec Puszczy Kampinoskiej...

    Pim

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż tak dobrze to nie jest. W godzinę to ja jestem wstanie dojechać na Pogórze Strzyżowskie lub Dynowskie. Do Nowego Żmigrodu muszę jechać min 3 godziny. Jasło to prawie 2 h a dojazd dalej prawie zawsze to dodatkowe oczekiwanie na przesiadkę.

      Usuń