Czasami wystarczy niewiele. Ot krótka wzmianka, względnie podesłany mailem link. Rodzi się chemia. Zawartość jest tak inspirująca, że wszystkie wcześniejsze plany biorą w łeb i zostają odłożone na półkę z napisem później. W tym przypadku na tej półce wylądowały Niżne Tatry, Magura Spiska i Ukraina. Pim po zakończonym sezonie zimowym podrzucił mi na skrzynkę link do bloga z opisem chaty pod górą Cergov. I się zaczęło. Potem sam znalazłem kilka relacji, a i Michał nie zasypiał gruszek w popiele, dokładając kolejne strony na temat pasma na Słowacji... W końcu zdecydowaliśmy, że wiosną ruszamy w Góry Czerchowskie...
Pierwszy dzień - piątek - poświęciliśmy w dużej części na dojazd. Obfitował on w liczne przesiadki. Najzabawniejsza była ta w Tarnowie. Znaczy z racji poślizgu Kolei Małopolskich czekaliśmy na opóźniony przyspieszony pociąg do stacji Krynica, po prostu biały murzyn. Koniec końców z Góry Parkowej na szlak ruszyliśmy koło południa. Sprawnie zeszliśmy do Powroźnika, gdzie zrobiliśmy sobie popas pod sklepem. Kolejny na naszej trasie masyw Dubnego, także nie przysporzył nam większych problemów i z jego wschodnich stoków zeszliśmy na słowacką stronę do miejscowości Lenartov. Tam mieliśmy zaplanowany obiad w zajeździe. Później to już sprawny marsz doliną rzeki i poszukiwanie sensownego miejsca na biwak.
Mimo późnego startu udało się nam przejść blisko 26 km. Wszystko dzięki temu, że szlaki, którymi wędrowaliśmy były wygodne i brakowało na nich przeszkód mogących obniżać tempo. Pogoda mimo drobnej mżawki była także dla nas łaskawa. Temperatura znośna, a chmury, które często zaciągały niebo, chroniły przed słonecznym żarem. Dodatkową osłonę stanowiło to, że oba masywy są w większości lesiste. Co prawda brak przez to na nich jakichś spektakularnych widoków, ale gdy robi się upalnie ich cieniste ostępy są nie do przecenienia.
Na szlakach tego dnia spotkaliśmy ledwo jednego turystę. Było to na zejściu do powroźnika. Po słowackiej stronie minęliśmy kilku tubylców, którzy zagadywali nas przyjaźnie. Natomiast po obiedzie w dolinie rzeki towarzyszyły nam dłuższą chwilę romskie dzieci, dla których dwóch obcych z plecakami było czymś niezwykłym w szarej codzienności przygranicznej wioski. Dzieci jak to dzieci próbowały nas zagadywać zupełnie nie zważając na to, że żaden z nas nie władał ich językiem. Podpytywały nas czy znamy ludzi z Krynicy, którzy prowadzą w ich wsi obwoźny handel. Tak jakby wszyscy Polacy z racji na swoją narodowość musieli się znać. A wreszcie próbowały nas naciągnąć na słodycze i pieniądze.
Gdy wreszcie rozłożyliśmy namiot było już ciemno. Czynności obozowe dzięki obiadowi w zajeździe mieliśmy zredukowane do minimum. Wystarczyło tylko rozłożyć maty, śpiwory i przebrać się w ciuchy do spania. Dystans i nieprzespana noc sprawiły, że sen zmorzył nas błyskawicznie i trzymał w swych objęciach bite dziesięć godzin... Nie wadziło nam nawet to, że pod namiot wybraliśmy miejsce pełne kolein po ciężkim sprzęcie do zwózki drewna.
pierwszy biwak fot. Pim |
O poranku, po tak dobrze przespanej nocy byliśmy pełni optymizmu co do dalszego przebiegu naszej marszruty. Od razu zaczęliśmy nabierać wysokości. W planie mieliśmy przejście dwóch grzbietów oddzielonych od siebie głęboką doliną wsi Livov. Jednak pogoda i stan szlaku na pierwszym z nich (Sedlo Hajduska, Palenica, Jasenov i Cekosov)szybko zweryfikowały nasze zamiary. Ta pierwsza dała nam się we znaki dużo większym gorącem niż dnia poprzedniego. Nie mogliśmy także liczyć specjalnie na jakąś ulgę ze strony chmur czy ewentualnych długich leśnych odcinków. W większości szliśmy polanami przeciętymi tylko przez niewielkie zagajniki. Słońce parzyło od góry, a ciepłe powietrze unoszące się z traw potęgowało uczucie żaru. Szlak był rzadko chodzony co wymuszało zwiększoną uwagę. Znaki, które nas wiodły nie były tak częste jak w naszych górach. Ścieżkę dodatkowo przegradzały liczne wiatrołomy i to nie pojedyncze. Kupy zwalonych gałęzi i drzew wyglądały tak jakby gromadziły się w niektórych miejscach latami. Te barykady zmuszały nas do ciągłego kluczenia co pozbawiało nas wielu sił i zabierało niepotrzebnie czas. Jedynym pocieszeniem i nagrodą za ten wysiłek była malowniczość grzbietu i piękne panoramy otwierające się raz po raz na jego obie strony.
To sem ja fot. Pim |
biwak 2 fot. Pim |
fot. Pim |
fot. Pim |
fot. Pim |
fot. Pim |
Gdy dotarliśmy na miejsce biwaku okazało się, że jest ono takie jakie byśmy chcieli. Płaskiego terenu nie brakuje, a i dostęp do wody jest bardzo komfortowy. Jedyną trudność stanowiły bardzo wysokie trawy, które musiałem ścinać nożem w rozstawionym namiocie. O dziwo ścięta trawa nie zwiększyła kondensacji na tropiku. Stanowiła tylko dodatkową warstwę amortyzującą nasze materace. Rozpoczęła się przyjemna obozowa rutyna. wszystko było ładnie i przyjemnie do momentu gdy uaktywniły się krwiożercze komary. Liczyliśmy na nieco pomocy ze strony ewentualnego wiatru. jednak jak na złość poza kilkoma niewielkimi podmuchami powietrze stało jak słup z betonu.
fot. Pim |
Poranek przywitał nas parującymi rosami, które otulały mgłą pobliskie wzgórza. Gdy słońce wychynęło ponad grzbiety, mgły z każdą chwilą były coraz bardziej eteryczne, aż wreszcie uległy przeważającym siłom żaru. Nasza droga na mapie zdawała się być lekka, łatwa i przyjemna. Jednak pierwszy odcinek do granicy w Leluchowie zasiał w nas wątpliwość czy aby na pewno będzie tak miło. Podejście na grzbiet Dubnego tylko potwierdziło te obawy. Szybko stało się nieprzyjemnie strome. Nic nie pomagało, jego pionowość w połączeniu z upałem zmuszały nas do iście nadludzkiego wysiłku. Gdy wreszcie wspięliśmy się na grzbiet czekała na nas wspaniała nagroda. Ponad nim ruch powietrza dawał zbawienną ochłodę. Od tej pory aż do samej Muszyny poruszaliśmy się osłonięci cieniem lasu. W tak gorący dzień jak tamten poniedziałek żadne krajobrazy nie były w stanie przebić ulgi jaką dawał baldachim z leśnych koron. Gdy wreszcie zawitaliśmy do miasteczka odczuliśmy, jak wielką pomocą dla nas były leśne ostępy. Na asfaltowych uliczkach było jak na patelni, a słoneczny blask odbity od jasnoszarych elewacji i chodników boleśnie raził oczy. I w tym przypadku nie jest to koloryzowanie na użytek opowieści. Dosłownie czułem ból patrząc na lśniące kamienne płaszczyzny...
w masywie Dubnego fot. Pim |
Góry Czerchowskie spełniły moje oczekiwania z nawiązką. Było tam właściwie wszystko czego potrzebuję. Gdybym miał je scharakteryzować to powiedziałbym, że łączą one cechy kilku naszych beskidzkich pasm. Znaleźliśmy w nich odcinki podobne do leśnych ostępów Beskidu Niskiego, piękne ścieżki na grzbietach takie jak w Małych Pieninach i szerokie, pełne kurzu drogi kojarzące się z Gorcami. Ale największą zaletą słowackiego pasma była pustka - coś o co coraz ciężej w naszych górach...
Czerwiec 2019 r.
Wspaniałe pasmo, nigdy o nim nie słyszałam, dzięki za relację. Dużo lasu i bardzo zielono, pusto, fajnie.
OdpowiedzUsuńGłówne podziękowania należą się Pimowi. To on podesłał mi wspomniany link i to dzięki niemu doszła do skutku ta eskapada.
UsuńGóry faktycznie są bardzo zielone. Lasu jest sporo. Jednak w rozsądnych ilościach na pewno tyle że nie zdąży się znudzić i obrzydnąć..
Co się odwlecze to nie uciecze... ile to lat temu mieliśmy zahaczyć o to pasmo? Czytając relację jeszcze bardziej żałuję że nie mogłem do Was dołączyć. M. N
OdpowiedzUsuńJa się wybierałem 20 lat. Mniej więcej tyle minęło od relacji znajomych, która pozostała w mi pamięci. Masyw Dubnego odwiedziałem ostatni raz 15 lat temu. Czas leci...
UsuńMikronie,
Usuńminęło sześć lat. Nie wiedziałem, że wtedy ominęły nas tak wspaniałe góry. Gdybym to wiedział to przez te sześć lat musiałbym się zmagać z poczuciem żalu. :) A tak czego oczy nie widziały tego sercu żal nie było.
A po czasie oceniam twój pomysł z 2013 r., żeby zwieńczyć turę po Słowacji wejściem na Mincol, jako najwyższej próby.
PS
UsuńSzkoda, że nie pojechałeś z nami.
Bartek użył niezwykle eleganckiej i geograficznie słusznej nazwy pasma. W świadomości zbiorowej funkcjonuje częściej jako Masyw Cergowa. My w ramach tury ominęliśmy sam Cergow. Jest on bardziej na południe od planowanej trasy. By na niego wejść potrzebowalibyśmy jeszcze jednego dnia. Po polskiej stronie jest Masyw Dubnego z "konkretnym" podejściem z Leluchowa. Nanizanie ich na jedną pętlę pozwala na turę w oparciu o komunikację w dolinie Popradu. Samochód może zostać w domu, komunikacja publiczna wystarczy. Dwa fajne puste masywy. Po stronie słowackiej, trzeba lubić nawigować. Znaki co 50 max 100m jak na niektórych odcinkach GSP tu nie występują. Jak szlak leci grzbietem to znaki bywają i co 500 i więcej metrów. W końcu "grzbiet to grzbiet" i po co marnować farby. Udała nam się tura. Jako dodatek miałem cztery kleszcze....
OdpowiedzUsuńPimie,
UsuńNazwa Góry Czerchowskie jest de facto pochodną nazwy Čergov . I jest jak najbardziej zgodna z gramatyką Słowackiego. Znaczy tyle co masyw Cergowa właśnie. Szybko sprawdziłem jak czytać pisownie oryginalną. Wychodzi, że to jest: Czergoł.
A podejście na dubne to było coś. Dało nam łupnia, co nie?
Poza pierwszym to trafiły się nam świetne miejsca biwakowe.
Coś z czym jeszcze będę kojarzył te góry to długie doliny z wartkimi potokami. Dzięki temu można było wygodnie biwakować i ogólnie nie martwić się o zapasy wody.
Po powrocie do domu, oddałem cześć Ptasiemu Radiu, że zrobiła że mną to podejście 15 lat temu. Musiała ją napędzać miłość (bo do gór po za wyrypami narciarskimi ma stosunek obojętny). Miłość dobija 20 lat...
UsuńWinszuję dwóch dekad.
UsuńPS
UsuńA, że nie weszliśmy na Cergow to nie szkodzi. Będzie dobry powód, żeby wrócić w przyszłości... :)
Bartek, Pim... ja rozumiem, że są to męskie wyprawy, aaale jak tak sobie poczytuję czasem relacje to trochę jednak zazdroszczę i... no nie omieszkam się kiedyś grzecznie wprosić na którąś wędrówkę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło,
L.S.
Śliwko, Śliwku, Śliweczku nie widzę przeszkód, wręcz przeciwnie - nie mam nic naprzeciwko.
UsuńZaszyłaś się na tych Ziemiach Odzyskanych i to nam utrudnia wspólne eskapady.
Ściskam mocno razem z moimi paniami!
Nie jesteśmy hermetycznym teamem.....
OdpowiedzUsuńZresztą w tym rozdaniu miał brać udział Mikron, tylko praca go zablokowała.
Miło mi to czytać :) Mam więc nadzieję, że niebawem nadarzy się dobra okazja do wspólnego wyjazdu!
OdpowiedzUsuńZapraszam i nie mogę się doczekać.
UsuńZ "zawiścią" patrzę na trasę. Robiliśmy podobną wspólnie z Michunem, niestety, zrobiliśmy wycof do Livova właśnie, nie daliśmy się oprzeć obfitym opadom deszczu. Cergov to zacne pasmo.
OdpowiedzUsuńNo to musicie tam wrócić. Oprócz chęci macie wszak powód w postaci nieskończonej wyrypy.
OdpowiedzUsuńA pasmo faktycznie jest zacne tak na wędrówkę jak i na rower.